Bulion biomowy i jego konsekwencje kulinarne

Ech, co za lato. Nie chodzi mi nawet o upał. W domu walka z choróbskami i wychowywanie dziarskiego szczeniaka - to chyba mówi samo za siebie... A skwar spowodował, że w ogóle nie chciało nam się jeść nic na ciepło i generalnie łapaliśmy, co było pod ręką.

Ale urlop kiedyś się kończy, dni na szczęście chłodnieją, a zdrowie nieśmiało wraca, więc pora przeprosić się z kuchnią. A tam - nowości!

W poszukiwaniu zaginionej przestrzeni przeorganizowałam szafki, zyskując jedną dodatkową półkę na zapasy (chociaż tyle...). Zainwestowaliśmy w zgrzewarkę i właśnie dokonałam jej skromnej inauguracji, pakując próżniowo dwa kotlety mielone ;) Przearanżowałam też ustawienia rozmaitych utensyliów, przeznaczając na nie największy blat roboczy, który i tak zawsze był za mały i zagracony.

A ponadto postanowiłam przymierzyć się wreszcie do techniki wcale nie nowej, choć ostatnio modnej, brzydko zwanej z angielska meal prepem - i w ostatnią niedzielę przygotowałam kilka rzeczy na zaś: zgrillowałam plastry bakłażana i przyrządziłam sos pomidorowy, by w tygodniu upiec coś w rodzaju melanzane alla parmigiana; zamarynowałam filet pstrąga i pokroiłam rozmaite warzywa, by też wsadzić je do pieca; upiekłam chleb i... zrobiłam bulion biomowy, który Wam kiedyś obiecałam. Przypomnę, że przepis pochodzi z tłumaczonej przeze mnie książki Willa Bulsiewicza Zrowie, energia, lekkość. Błonnikowy program dla jelit.

Składniki - według oryginalnego przepisu

  • 1 duży kawałek suszonych wodorostów kombu*
  • 1 szklanka marchewki, posiekanej
  • 1 szklanka selera, posiekanego**
  • 1/3 szklanki suszonych grzybów shiitake lub 1 łyżka pudru z pieczarek
  • 2,5 cm kawałek imbiru, pokrojonego w plasterki
  • 2 łyżki płatków drożdżowych
  • 2 łyżki oliwy z oliwek
  • 3 łyżki sosu tamari (bezglutenowego sosu sojowego)
  • ¼ łyżeczki mielonej kurkumy
  • 8 szklanek wody

* Na opakowaniu kupionych przeze mnie wodorostów kombu przeczytałam, że należy je usunąć z garnka, zanim woda zawrze. Zaintrygowało mnie to, ale na wszelki wypadek tak zrobiłam. Kwestia do dalszej inwestygacji ;)

** Kupowałam na pamięć i zamiast selera nabyłam korzeń pietruszki :D

Autor sugerował ugotowanie bulionu w wolnowarze, ale ja zrobiłam go zwyczajnie na gazie. Nie bawiłam się w siekanie warzyw i mierzenie na szklanki - pokroiłam niedbale sporą marchewkę, sporą pietruszkę, dorzuciłam kawałek imbiru i rozdrobniłam to wszystko w Thermomiksie. Chyba na moment ogarnęła mnie jakaś pomroczność jasna, bo rozdrobniłam zbyt drobno (!), ale okazało się, że nie ma tego złego, co na smaczne nie wyjdzie. O tym jednak później.

Umieściłam wszystkie warzywa w sporym garnku, wlałam 8 szklanek wody (czyli 2 litry), doprowadziłam do wrzenia, zmniejszyłam gaz niemal do minimum i gotowałam bulion przez 3 godziny.











Gdy wystygł, przez sitko przelałam go to słoików; zredukował się o jedną szklankę. Słoiki oznaczyłam etykietami - co to jest, kiedy się upichciło i ile porcji zawiera słoik, po czym dwa zamroziłam.











Została mi micha rozdrobnionych warzyw z czterema dumnymi kapeluszami grzybów shiitake. Sądziłam, że przerobię je na jakąś pastę kanapkową, ale dwa dni potem spłynęło na mnie olśnienie, gdy chciałam zrobić nam na obiad makaron z pieczarkami i szpinakiem, który wołał z lodówki, że jeśli go nie zjemy, to on niechybnie zje nas. I wtedy natknęłam się na tę michę!

To była istna orgia zero waste ;) Wzięłam 3/4 napoczętej cebuli, nieszczęsny szpinak, ugotowaną drobnicę warzywną z grzybami, bez pardonu przemiksowałam to wszystko razem w Thermomiksie i wrzuciłam na patelnię - chyba na rozgrzaną oliwę, o ile dobrze pamiętam. Podlałam chlustem bulionu biomowego, dołożyłam sporo sera pleśniowego, doprawiłam całość solą, pieprzem i sosem sojowym, a na koniec posypałam danie serem Grana Padano. Totalny fusion orientalno-śródziemnomorski z makaronem z brązowego ryżu! 

Uwaga: im większe rozdrobnienie warzyw, tym większy skok cukru we krwi. Jeśli jednak jadacie odpowiednio zbilansowane posiłki, to taka "dygresja od diety Low IG" nie powinna zaszkodzić :)












Dziś natomiast z reszty niezamrożonego bulionu zrobiłam sobie napój biomowy: podgrzałam zupkę, rozmieszałam w niej około łyżeczki ciemnej pasty miso i dorzuciłam szczypiorek. Znowu działałam na pamięć i zapomniałam, że Will Bulsiewicz sugeruje jeszcze tarty imbir. Następnym razem!
























Ma się rozumieć, napój biomowy to niejedyny sposób wykorzystania tego wegańskiego bulionu, więc możecie spodziewać się jego kolejnej odsłony...


Komentarze

Popularne posty