Stir-fry "czyszczenie lodówki z niespodzianką"
Chyba nie trzeba ze szczegółami opowiadać, jak robi się stir-fry z noodlami w stylu "azjatyckawym"... Dobrze, mała dygresja: czemu nie napisałam "azjatyckim"? Bo moim zdaniem należy uważać z szafowaniem tego typu nazwami. Samo dodanie do jakiejś potrawy kukurydzy nie czyni ją meksykańską, a dolanie sosu sojowego - japońską. Co innego, jeśli używamy oryginalnych składników przyrządzonych według oryginalnej receptury.
Wróćmy zatem do naszego stir-fry. Powinnam chyba zacząć od tego, że mam z mężem taką oto umowę ustną: jemy mięso co najwyżej trzy razy w tygodniu. Obydwoje lubimy mięso (mąż zwłaszcza), ale chcemy żyć i jeść zdrowiej. Poza tym ja uwielbiam kuchnię roślinną. Oczywiście nie zawsze udaje się nam przestrzegać tej zasady, ale wczoraj i dziś mieliśmy akurat dzień bezmięsny. Wczoraj przyrządziłam batat z szarpanymi boczniakami według tego przepisu (z niewielkimi modyfikacjami) - jakież to było dobre! Obydwoje jedliśmy, aż trzęsły się uszy Truflarza ;)
Dziś z kolei jeszcze dochodziłam do siebie po wczorajszym egzaminowaniu studentów i średnio miałam pomysł na obiad. Ale chodziło mi po głowie danie nawiązujące do klimatów orientalnych, szczególnie, że miałam w szafce pewien intrygujący, sekretny składnik...
Koniec końców, po małym przeniuchaniu internetu w pogoni za inspiracją oraz utwierdzeniem mnie w pomysłach, poszłam do kuchni i zaczęłam od wygarnięcia z lodówki tego, co wygarnięte z niej być powinno ;) Trafił się kawałek pietruszki, kawałek selera, pół marchewki, pół żółtej papryki, fragment pora... Wzięłam jeszcze wędzone tofu, ze dwie garście pieczarek i niedużą szalotkę. Oczyściłam, obrałam, pokroiłam, posiekałam, po czym podsmażyłam w woku na oleju kokosowym.
Następnie zaś dodałam sekretny składnik: makaron typu noodle z serca palmy! Wszystko zaprawiłam sosem z Tamari, Sriracha, miodu, ketchupu, czosnku granulowanego, imbiru i wody - podobny znalazłam w jednym z przepisów. Tak, niestety użyłam miodu, bo nie mam akurat pod ręką żadnego słodziwa dla insulinoopornych, ale taka ilość kuku nie zrobi :) Na koniec posypałam gotowe porcje sezamem i skropiłam olejem sezamowym.
Muszę przyznać, że stir-fry wyszło bardzo dobre, sycące, bogate w smaki i tekstury, podkręcone słono-słodko-kwaśno-pikantną nutą. Warzywa były al dente, co ważne przy insulinooporności. O makaronie palmowym, który zrobił tu świetną robotę, możecie poczytać sobie pod linkiem, ale zwrócę Wam uwagę, że jest bardzo ubogi w kalorie i węglowodany oraz bezglutenowy. Co więcej, wycięcie palmie serca nie pozbawia jej życia :) Glutenu nie zawiera również sos sojowy Tamari.
Wyobrażam sobie, że do naszej potrawy można by też dodać groszek cukrowy, grzyby mun czy inne azjatyckie, dalekowschodni omlet... i może pokombinować z sosem. Jest mnóstwo możliwości. I co? Skusicie się?
Komentarze
Prześlij komentarz